piątek, 8 maja 2009

Die Toten Hosen (I)

W 2002 r. na woodstocku w Żarach moja siostra zrobiła prawdziwy majstersztyk. Co się wtedy działo...
Hoseny miały być hitem. Zresztą ona, ich wielka, mało powiedziane - gigantyczna fanka, nie przepuściłaby tego. Pojechaliśmy całą ekipą z Oświęcimia. Trasa, jak zwykle, wesoła. Zresztą, już gdzieś to kiedyś opisałam, więc nie ma co wracać do tematu.
Hoseny miały grać o 22.00. Spoko, trochę czasu zostało. Impreza przy namiotach w pełni. Wtedy przybiega moja siostra, podjarana jak nigdy.
- Gaba, weź aparat i chodź szybko! - prawie rozkazuje. Dobra. Zmierzamy w kierunku sceny. Ciemno, tylko reflektory wskazują drogę. Okazuje się, że sprytnie załatwiła "widzenie" z niemieckimi muzykami. To był prawdziwy hit. Wyluzowani kolesie. A ona wniebowzięta.
Klisza w radzieckim Zenicie na szczęście nie pękła. A autografy, choć już trochę wypłowiały, nadal wiszą na jej półce.