piątek, 30 września 2011

W kosmosie


Nie nagrywaliśmy teledysku, bo zaczęło mżyć. Wybraliśmy się do galerii Trietiakowskiej. Tylko I. udało się wejść "na Rosjanina" i zapłacić mniej. My standardowo - 450 rubli. Obrazów mnóstwo, ale można było spodziewać się, że będzie więcej. Taki tutejszy paradoks - wszystko jest duże, a to, co powinno wydawać się ogromne, w rzeczywistości nieco rozczarowuje.
Muzeum kosmonautyki znajduje się niedaleko wystawy osiągnięć gospodarki radzieckiej, którą lat temu wiele moja mama musiała obowiązkowo zaliczyć. W tym roku przypada 50-lecie pierwszego lotu w kosmos i Rosjanie są z tego bardzo dumni. W muzeum można sobie wejść do stacji kosmicznej Mir i zobaczyć, jak kosmonauci w niej funkcjonowali. To takie trzy małe pokoiki. Pełno przycisków, monitorków i okno z widokiem na kosmos. Tak sobie chodzę, oglądam sputniki, a tu mi kobieta mówi, że w sali obok film wyświetlają. Puszczają filmik w stylu: jak zostać kosmonautą.
Obok gigantycznych rozmiarów pomnika Gagarina stoją 2 wypchane pieski. Słynne, bo zaliczyły lot w kosmos. A skafandry kosmonautów to dopiero niezłe ubranka. Rurek z nich odchodzi co niemiara. Dziwne takie.
Koncert. Bardzo kameralnie. Trochę wywiadów udało się nagrać. Wpadli też znajomi Argentyńczycy. Z imprezy wracaliśmy jakąś lewą taksówką, bo już metro było zamknięte. Taka nieoficjalna taksówka jest o połowę tańsza niż legalna. Za nocny przejazd zapłaciliśmy w sumie 30 rubli (4 osoby). Wiózł nas Armeńczyk. Śmiał się, że gadamy do niego, a on nic nie rozumie. I o dziwo, dopiero wtedy słówka rosyjskie nagle zaczęły się same przypominać.

czwartek, 29 września 2011

Cieburaszka, Arbat i Plac Czerwony



Dotarliśmy na Arbat. To taka uliczka, do której cały czas dopisuje się legendę - artyści, malarze, poeci, pisarze muzycy i te spawy. A tak naprawdę pozostały tylko russkije suweniry dla turystów i pomniki Okudżawy i Puszkina.
Ha! Widziałam kochaną Cieburaszkę! Niestety, rynek zrobił z niej nie tylko strażaka, ale też przyodział w różnokolorowe futerka.

Plac Czerwony okazał się mniejszy niż podpowiadała wyobraźnia. Te jego niekończące się hektary były chyba wykreowane w mej głowie. Mauzoleum Lenina patrząc z zewnątrz nie ma w sobie nic z artyzmu. To bryły marmuru ułożone w taką współczesną piramidę w kształcie prostokąta. No, ale tu zapewne nie chodziło o sztukę tylko jak zwykle o monumentalność. A jeśli już o tym mowa, to nad rzeką Moskwą stoi monstrualnych rozmiarów pomnik Kolumba, ale dla uspokojenia ludu nazwano to pomnikiem Piotra I. W każdym razie car-konkwistador prezentuje się tu na pewno lepiej niż pomnik-kamienne jajo przy rondzie Mogilskim w Krakowie.

Wszędzie pełno milicji. Stoją i pilnują, żeby nie siadać na trawnikach. Noszą takie duże talerze na głowie. Śmiesznie to wygląda. Jak ktoś jest mały, wtedy głowy prawie nie widać.
Przy okazji zostałam uświadomiona do czego służy co poniektóry uliczny toi-toi. Otóż w Moskwie są to składy gratów :-)

Moskiewskie metro


Można jeździć do upadłego. I to za jeden bilet czyli w granicach 3,5 zł! Metro w Moskwie poraża swoja wielkością. Autentycznie. Najpierw stacja Płoszczad Rewolucji - z brązu odlane postacie robotników, rolników i innych pionierów pracy ku chwale Sowietskogo Sojuza. Potem stacja Komsomolskaja i gigantyczna mozaika na suficie - Lenin przemawiający do mas ludowych. Pomniejsze stacje metra - kolumny, żyrandole ociekające przepychem. I w końcu Nowoslobodskaja - sierpy, młoty i witraże podświetlane żarówkami. W bocznym korytarzu ulokowała się babcinka w chustce, która chce sprzedać małe kotki - takie z mięciutkim futerkiem, po prostu przesympatyczne. Nie pozwoli jednak, by robić im zdjęcia. Nielegalny handel w niedozwolonym miejscu. Metro w Moskwie działa sprawniej niż praskie. Pojazdy są dosłownie co chwilę. Wydawałoby się, że skoro tak często jeżdżą, to przewożą powietrze. Nic mylnego. Tłok jest ogromny. Rzeka wlewa się do wagonów i wylewa. Taka nieustającą fala ludzka.

środa, 28 września 2011

Między Terespolem a Brześciem



Zaraz po przekroczeniu granicy nastąpiła zmiana kół w pociągu. Wszystkie wagony zostały podniesione i robotnicy jak mrówki "poszerzali" podwozie. Na Białorusi i w Rosji tory są nieco szersze, stąd całe zamieszanie. Akcja trwała prawie godzinę. W tym czasie atak na wagony przypuściły kobieciny z reklamówkami. Sprzedawały wszystko od piwa, przez kefir a skończywszy na zrywanych do kubka malinach. Niektórzy kupowali białoruskie piwo, które potem okazało się jakimś niemożebnym świństwem. Na nasze - 5 zł za butelkę. Oto luksus kosztowania inostrannego chmielu :-)

czwartek, 1 września 2011

Telewizyjna premiera filmu "Niebo jest tutaj, właśnie teraz"



Emocjonalnie najbardziej związana jestem właśnie z tym filmem.