niedziela, 30 października 2011

Plakat już jest, a teledysk jeszcze w drodze



Pamiątką naszej wyprawy jest okładka komiksu, oczywiście autorstwa Tomka. Gdzieś w tle pałętam się z kamerką :-) Teledysk jeszcze się montuje.

A zdjęcia z wyprawy tutaj.

sobota, 1 października 2011

Tropem Bułhakowa


Dzień z kamerą i aparatem. W tempie dość zawrotnym nagrywaliśmy ujęcia do teledysku. Ale przy okazji udało się dotrzeć do całkiem fajnych miejsc. Patriarsze Prudy zwykły miejski park. No, ale Patriarsze Prudy to legenda nie byle jaka - w końcu sam Bułhakow od nich zaczął "Mistrza i Małgorzatę".
Dotarliśmy do miejsca, gdzie tenże mieszkał. Cala klatka schodowa od parteru aż po drugie piętro wysmarowana cytatami i przeróżnymi rysunkami z kotem Behemotem w roli głównej.
Podjechaliśmy do Klasztoru Nowodziewiczego - miejsca, gdzie carowie zsyłali swe żony, żeby mieć od nich spokój. Ale my akurat skierowaliśmy się na cmentarz przyklasztorny. Oczywiście - ujęcie na grób Bułhakowa, potem Czechowa. Sam cmentarz jest ogromny - prawie jak Łyczakowski - i tak samo stary. Nagrobki przeróżne, niektóre prawdziwe dzieła sztuki. Ale pośród prawdziwych perełek objawiło nam się coś strasznego, mówiąc kolokwialnie - kupa. Kicz do potęgi. To grób Borysa Jelcyna. Jadę na Łubianke. Jeszcze w metrze pytam się pewnej kobiety, którym wyjściem będzie mi bliżej do historycznego budynku KGB. A ona się pyta, co to jest KGB. To
jej tłumaczę. A ona, ze nie słyszała :-) Tak czy inaczej wychodząc z metra nietrudno zauważyć autentycznie ogromny budynek. A na nim tablica upamiętniająca Andropowa.
Po drodze zauważyłam duży, zabytkowy chram (cerkiew). Ciekawość prowadzi mnie do środka. Wchodzę, siadam sobie z tylu. Akurat trwa jakieś nabożeństwo. Obserwuję ludzi i nie pojmuję, o co tak naprawdę w tych wszystkich obrzędach chodzi. Palą świeczki przed każdym obrazem, a pop z kadzidłem też do każdego podchodzi i kadzi, babiny żegnają się po sto razy przed wszystkimi tymi obrazami i pochylają się, a czasem całują. Ale z tymi świeczkami, to zagadka. Próbowałam dociec, czy działa tu jakiś system. Do niczego jednak nie doszłam. W tle przepiękne śpiewy. Klimat jakby nie z tej ziemi. Przy okazji przypomniała mi się ubiegłoroczne szpakowisko, jak przechodziliśmy przez Jabłeczną. Było prawie tak samo.
A propos milicjantów. Odnoszę wrażenie, że tak naprawdę to oni rządzą w mieście. Jest ich tak dużo, ze są DOSŁOWNIE WSZĘDZIE. Z jednej strony człowiek czuje się bezpiecznie, a z drugiej zastanawia się, czemu to wszystko służy...