czwartek, 29 września 2011

Cieburaszka, Arbat i Plac Czerwony



Dotarliśmy na Arbat. To taka uliczka, do której cały czas dopisuje się legendę - artyści, malarze, poeci, pisarze muzycy i te spawy. A tak naprawdę pozostały tylko russkije suweniry dla turystów i pomniki Okudżawy i Puszkina.
Ha! Widziałam kochaną Cieburaszkę! Niestety, rynek zrobił z niej nie tylko strażaka, ale też przyodział w różnokolorowe futerka.

Plac Czerwony okazał się mniejszy niż podpowiadała wyobraźnia. Te jego niekończące się hektary były chyba wykreowane w mej głowie. Mauzoleum Lenina patrząc z zewnątrz nie ma w sobie nic z artyzmu. To bryły marmuru ułożone w taką współczesną piramidę w kształcie prostokąta. No, ale tu zapewne nie chodziło o sztukę tylko jak zwykle o monumentalność. A jeśli już o tym mowa, to nad rzeką Moskwą stoi monstrualnych rozmiarów pomnik Kolumba, ale dla uspokojenia ludu nazwano to pomnikiem Piotra I. W każdym razie car-konkwistador prezentuje się tu na pewno lepiej niż pomnik-kamienne jajo przy rondzie Mogilskim w Krakowie.

Wszędzie pełno milicji. Stoją i pilnują, żeby nie siadać na trawnikach. Noszą takie duże talerze na głowie. Śmiesznie to wygląda. Jak ktoś jest mały, wtedy głowy prawie nie widać.
Przy okazji zostałam uświadomiona do czego służy co poniektóry uliczny toi-toi. Otóż w Moskwie są to składy gratów :-)